Przepis na tajską zupę i gotowanie na warsztatach w Małej Toskanii

Zacznę od magicznego miejsca, w którym się odbyły, poprowadzone przeze mnie i BeeL (tu piszemy razem). Adres znaleziony w internecie, niesprawdzony wcześniej, ryzykownie, ale raz kozie śmierć. Po wygramoleniu się z samochodu, gadatliwe zwykle baby i jednego chłopa zatkało. A potem lataliśmy wydając okrzyki jedno i wielosylabowe. W wołaczu wyłącznie. Głosami nadzwyczaj dobrze ustawionymi emisyjnie. No cudne wnętrza, “Mała Toskania” na jurze krakowsko-częstochowskiej, odtworzona z klimatem w całości i w detalach. Piękna, znakomicie wyposażona kuchnia z PIEKARNIKIEM, żadne tam agroturystyczne byleca i zatkajdziury z małymi deseczkami do krojenia. Mikser, toster…. Boszszsz!  Naczynia do zapiekania i patelnie. Brytfanny i tortownica. ZMYWARKA. Łopatki i obieraczki. Tarki i tareczki. Garnki wszystkie co trzeba. Kremowa w kolorze zastawa. Koszyczki, tacki i filiżanki. Kieliszki do alkoholi różnistych, szklanki takie i śmakie. Wąchałyśmy kuchenny regał. Przysięgam – pachniał delikatnie cynamonem. W każdym pokoju wykończona w każdym drobiazgu łazienka, a w każdej łazience duża suszarka do włosów i grube ręczniki. Piękna, w dobrym gatunku pościel. Scrubble, kości do gry, książki i płyty z dobrą muzyką, ze sprzętem do jej odtwarzania. Suszona lawenda i bukiety hortensji.

Na wielkim, drewnianym tarasie (jakieś blokowe m4) stół i leżaki w paski. Rozmaryn w doniczce. Nawet  gdyby baaaardzo chciał, przyczepić się nie miałby do czego. Miejsce na warsztaty, integracje i przyjęcia. Na święta, weekendy, urlopy, wszystkie dni wolne i zajęte. To nie egzaltacja, to prawdziwy zachwyt jest, Mała Toskania wywarła na mnie wrażenie. Telefoniczny kontakt z Właścicielem (chyba praktykuje ZEN czy coś) też był wyjątkowy. Nie odezwał się słowem o tym, że przypadkiem wybrałam jego numer w środku nocy, w niedzielę zadzwoniłam w sprawie papieru toaletowego który BYŁ, oraz zapytałam o możliwość wypożyczenia książki znalezionej na regale, której nakład się wyczerpał. Noszszsz, cuda. Nie napisałam, że jest jeszcze kort i z tarasu jest widok na plantację leszczyny oraz że w oddali widać niewielki stok narciarski? Widziałam tutu zdjęcia zrobione latem. Zabierzcie nas tam wtedy ze sobą! Zachęcam do obejrzenia tego linka, żeby złapać wielki haust energii, nawet jeśli nie możecie tam pojechać.

Ale się rozhuśtałam:)

I teraz o warsztatach. Starałyśmy się prowadzić lekko. Kierunkować. Delikatnie wskazywać. Bez sztywności w regułach, bo założenie było takie, że ma być przyjemnie, twórczo i  spontanicznie, a nawet gotować nie trzeba jak się chce. Aromatycznie. Tajska zupa na obiad w piątek. Włoska piątkowa kolacja i polska sobota. Grissini i dipy. Sałaty i magiczny dressing BeeL. Kurczę w tymianku, rozmarynie i warzywnym misz – maszu. Ciasteczka kawowe (były tu)  i sernik pomarańczowy na brownie (przepis tutaj). Pysznie. Może gdyby Właściciel Domu powąchał i spróbował tego, co zostało ugotowane, pozwoliłby nam zamieszkać tu cały rok??!! No i do tego relaks z grupą przyjaciół. Nastrojona gitara. Krzyżówki. Książki. Rozmowy. Gigantyczne wybuchy śmiechu i głębokie oddechy. Nikt nic nie musiał. Prawda, że to brzmi dobrze? I było!

Poniżej zdjęcia autorstwa naszej Dżoany – Joanny Rosińskiej – Piasny, kursantki z fotograficzno – podróżniczym wicem, której znakomite fotografie z egzotycznych wypraw można obejrzeć tutaj.

Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę

 

Przepis na tajską zupę

 

Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę

 

Przepis na tajską zupę

 

Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę
Przepis na tajską zupę

Wspomnienie zupy  zapisuję. Niestety  zdjęcia zostały zrobione telefonem i ich jakość nie nadaje się do pokazania. Musicie uwierzyć na słowo, że wyglądała pięknie a smak był bajeczny:)

Przepis Beelki na “prawie tajską z prawie krabem”

składniki:

– 2 l bulionu
– 2 łyżki oleju kokosowego/sezamowego
– 3 łyżki startego imbiru
– 2 strąki chili, drobno posiekane
– 2 małe szalotki, drobno pokrojone
– 3 ząbki czosnku, też posiekane
– 2 garstki ryżu jaśminowego
– starta skórka z limonki
– sok z tejże
– 1 puszka mleka kokosowego
– 6 łyżek sosu rybnego
– 2 łyżki sosu sojowego
– 2 łyżki marynaty  “w stylu tajskim” tao tao
– paczka paluszków krabowych pokrojonych na centymetrowe kawałki
– warzywa rozmaite
– tym razem trafiła się mieszanka zielonego groszku, kukurydzy i
marchewki (mrożona paczuszka z Lidla), brokuły surowe (porozrywane na
kwiatki), 10 rzodkiewek pokrojonych na ćwiartki pęczek szczypioru,
posiekany

Na oleju przesmażyłam krótko posiekane szalotkę, czosnek i chili, dodałam imbir i skórkę limonki. Całość zalałam
bulionem, sosami rybnym i sojowym oraz marynatą tajską. Do wrzącego płynu wrzuciłam ryż, a po 7 minutach pokrojone warzywa. Po ok. 3 minutach od zawrzenia dodałam mleko kokosowe, paluszki i sok z limonki. Gotowe! Aha, jeszcze szczypior do każdej miseczki. I teraz to na pewno “już”

Mówię Wam – niebo na talerzu 🙂

Zapisz

Zapisz



  1. Kamila Kim
    28 listopada, 2013, 1:29 pm

    piekne wnetrza, bardzo w moim stylu, zwłaszcza ten konik mnie urzekł!

Dodaj komentarz

Zostaw komentarz

Wstaw zdjęcie Dodaj zdjęcie

Twoje dane będą przetwarzane zgodnie z polityką prywatności.

Dodaj komentarz

Zostaw odpowiedź na komentarz

Wstaw zdjęcie Dodaj zdjęcie