Jak się robi zimne nóżki
Od pewnego czasu chodził za mną pewien pomysł. Dojrzewał sobie nieśmiało. Może nie potrafię, pewnie się nie uda, nie nadaję się… gadało mi coś w środku. Zrobiłam krok, jeden mały i drugi, namówiłam do współpracy przyjaciół i tadaaaam! Nakręciliśmy krótki filmik. Przy pomocy genialnego operatora – Szymona i aparatu znanej firmy, póki co pożyczonego od kolegi (Michał – wielkie buziaki!) nakręciliśmy coś w rodzaju tutorialu, albo raczej ruchomego obrazka w jakości HD, na którym można zobaczyć z czego i jak wykonać uszka do barszczu. Celem jest nie tyle instruktażowe podejście, choć przepis oczywiście zamieszczę. Chodzi o to, że uważam, że samodzielne przygotowanie jedzenia, bez pośpiechu, polepszaczy i fabryk jest zwyczajnie dobre i przyjemne. Dla twórcy i zjadaczy. Może uda nam się pokazać to na naszych obrazkach, mamy w planie przygotowanie serii podobnych. Do filmów sami piszemy i nagrywamy muzykę. Zatem jutro powinien być. Może się spodoba.
Zimne nóżki. Galaretka z zimnych nóżek.
Wyoglądałam je u Magdy Gessler. Nostalgicznie mnie natchnęła do przypomnienia tego smaku, za którym w dzieciństwie nie przepadałam. Do tej pory robiłam często kurczaka w galarecie. Z oszczędności na kaloriach rzecz jasna. To zupełnie inna bajka i odmienny całkiem smak. Prawdziwe nóżki nie wymagają użycia żelatyny, trzeba je długo gotować a galaretka będzie miała odpowiednią konsystencję.
składniki ( na ok. 6-7 filiżankowych porcji) :
– 3 nóżki wieprzowe
– jedna duża golonka (lub dwie jeśli trzeba więcej salaterek z galaretką)
– dwa, trzy listki laurowe
– cztery kulki ziela angielskiego
– dwie marchewki
– duża pietruszka
– kawałek selera
– duży kawałek pora
– cebula opalona w skórce nad płomieniem gazu lub na suchej patelni
– sól
– pieprz
Nóżki należy umyć i oczyścić, obejrzeć czy nie mają pozostałości włosków, opalić je nad gazem jeśli są. Zalać w dużym garnku zimną wodą (mięso musi być przykryte) i zagotować z zielem angielskim i laurowymi listkami. Zmniejszyć płomień i pozostawić do wolniutkiego bulgotania na ok. 2 godziny. Po tym czasie osolić i dodać warzywa. I zostawić w gotowaniu na kolejną godzinę. Lekko przestudzić, wyjąć mięso, wywar przecedzić. Mięso oddzielić ręką od kości, drobno pokroić, ja odrzuciłam skóry i tłuszcz. Zostawiłam miękkie chrząstki. Pokrojone zalałam częścią wywaru, zostało go sporo, wykorzystam do jutrzejszego krupniku. Nalałam porcje do filiżanek i salaterek. Na dno każdej można ułożyć groszek, listek pietruszki czy marchewki dla ozdoby. Ostygnięte włożyłam do lodówki do stężenia. Żeby wyjąć łatwo z naczynia i odwrócić na talerzyku, trzeba zanurzyć na chwilę salaterkę w gorącej wodzie. Można podać z cytryną, chrzanem albo z octem.
Mówię Wam – niebo na talerzu:)
jej, gratuluje! Super pomysł:)
A galaretkę lubię, ale chyba bardziej na słodko;D
Dzięki:) W zasadzie…ja też:) Ale rodzina lubi taki oldschoolowy smak mięsożerców:)
Oj,zostanę tutaj na dłużej. Lubię blogi na których zamieszczane są fajne przepisy na dania proste i nasze polskie 😉
Blog juz dodany do ulubionych 😉
Zapraszam do mnie 😉
A gdzie czosnek??
nie każdy lubi czosnek…. ja tez nie przepadam… osobiście nie dodaje też cebuli a i tak niebo w gębie:)